Rusyfikacja teraźniejszości i wieków minionych

1Znany ukraiński pisarz, publicysta i politolog Mykoła Riabczuk napisał list do ambasadora Republiki Czeskiej na Ukrainie z apelem, by Czesi nie pomagali w rusyfikacji Ukrainy. Chodzi o współfinansowanie przez nich znakowania szlaków turystycznych w górach Krymu w językach angielskim i… rosyjskim. W radiowej Trójce znawczyni języka polskiego tłumaczy, że „ruski miesiąc” korzeniami sięga do Rosji, a powiedzenie popularne w XVII wieku renesans przeżyło w okresie zsyłek. Prof. Jan Miodek konstatuje, że przymiotnik „ruski” ma zdecydowanie negatywne zabarwienie uczuciowe. Gazociągi decydują dziś o przyszłości Ukrainy. Okazuje się, że jej przeszłość też jest nieprzewidywalna.

Riabczuk, w charakterystycznym dla siebie jasnym i trzeźwym stylu, pisze do czeskiego dyplomaty, że „ukrainizacja Ukrainy, czyli przezwyciężenie dziedzictwa kolonializmu, miała by być zadaniem rządu ukraińskiego, a nie czeskiego”, ale „czescy koledzy nie powinni pogłębiać rusyfikacji Ukrainy”. Pyta retorycznie, jak czuliby się Czesi, gdyby w okresie międzywojennym jakiś sponsor sfinansował ustawienie w Sudetach znaków tylko w języku niemieckim, bo tak wygodniej „i dla turystów, i dla miejscowej ludności”. Ukraiński pisarz wyraża zdziwienie brakiem wrażliwości na cudze, delikatne problemy, i ma nadzieje, że to tylko incydent, a nie przemyślana polityka czeskiego rządu.

Trudno nazwać incydentem audycję „Co w mowie piszczy” w radiowej Trójce z 26 lutego 2013 r. Do jej autorki skierowany został ten list.

Szanowna Pani Doktor,

Przyzwyczajony do wysokiego poziomu Pani audycji z rozczarowaniem odsłuchałem „Co w mowie piszczy” z 26 lutego. Z pewnym zakłopotaniem postanowiłem skreślić kilka słów.

Słuchacze Trójki dowiedzieli się, że „ruski miesiąc” bierze się stąd, że na świecie, „a właściwie w Polsce i w jej bezpośrednim sąsiedztwie” stosowano różne rachuby czasu. Kalendarz juliański i wprowadzony w roku 1582 kalendarz gregoriański. Dalej mówiła już Pani tylko i wyłącznie o Rosji. O popularności powiedzenia w XVII wieku, o jego „swoistym renesansie w okresie zaborów”, gdy zesłanie na Sybir oznaczało niekończącą się tragedię. Kto wtedy stosował inną od gregoriańskiej rachubę czasu w Polsce? Że chodzi o problem niestety już generalny, świadczą te słowa: „Coraz rzadziej się pamięta, że słowo "ruski" oznacza tyle co odnoszący się do Rusi Kijowskiej lub do wschodniosłowiańskich ziem Korony zwanych Rusią, w praktyce więc do terytorium obecnej Ukrainy. To język ukraiński jeszcze kilkadziesiąt lat temu nazywano ruskim. Rosja zaś aż do XIX w. była określana jako Moskwa, co miało swoje znaczenie polityczne. Dyplomacja Rzeczypospolitej odrzucała bowiem pretensje tego państwa do ziem ruskich i do 1764 r. odmawiała nawet uznania tytułów "cara wszystkiej Rusi" i "cesarza rosyjskiego", konsekwentnie określając władców sąsiedniego kraju jako carów moskiewskich. To właśnie kwestia przynależności politycznej ziem ruskich sprawiała, że w XIX w. próby współdziałania między polskim ruchem narodowym a rosyjskimi rewolucjonistami, w 1919 r. zaś między II RP i rosyjskim Białymi, spaliły na panewce. Polacy chcieli odbudowy Rzeczypospolitej jako federacji czy konfederacji w granicach z 1772 r. z ziemiami ruskimi, podczas gdy Rosjanie zgadzali się jedynie na tzw. granice etnograficzne dla Polski, utożsamiając ziemie ruskie z rosyjskimi”(Łukasz Adamski„ „Nie świętujmy plugawych zwycięstw!”, „Gazeta Wyborcza” 28.09. 2012).

Prof. Jan Miodek w „Słowniku Ojczyzny Polszczyzny” napisał, że przymiotnik ruski i rzeczownik Rusek mają „zdecydowanie negatywne zabarwienie uczuciowe”. Jako potomek ruskich mieszkańców Galicji czytam te słowa z trwogą. Kogoś, komu kradnie się stulecia historii.

Z poważaniem

Ks. Bogdan Pańczak

{jcomments on}